Rekolekcje w drodze - pielgrzymka (Częstochowa)

Dokąd idziesz?

„Lewa noga na przód, prawa noga na przód do Maryi trzeba zrobić krok…” Maryjo każdy krok przepełniony bólem, oddaję Tobie w intencji mojej rodziny, bliskich, przyjaciół, tych którzy prosili o modlitwę oraz tych, którzy nie prosili a bardzo jest im potrzebna.

W dniach 6 -14.08.2007r. wraz z moją rodziną miałam możliwość przeżyć piękne chwilew świętym czasie pielgrzymowania do Matki Częstochowskiej.

Swoją wędrówkę w Warszawskiej Pieszej Pielgrzymce Akademickich grup 17- tych. W grupie KARAN (Katolicki Ruch Antynarkotykowy) rozpoczęliśmy Mszą św. W kościele św. Anny w Warszawie. Naszej grupie przewodniczył ks. Jurek Bieńkowski i ks. Paweł Rosik. Tematem przewodnim pielgrzymki było pytanie, „Dokąd idziesz?”.

Zmagając się z ogromnym trudem fizycznym, niejednokrotnie też z samą sobą, miałam możliwość zastanowienia się nad własnym życiem i odpowiedzią: Dokąd idę.

Każdy dzień składał się ze stałych części. Rozpoczynaliśmy modlitwą poranną, następnie ks. Jurek głosił konferencje, Anioł Pański, Różaniec, Koronka do Bożego Miłosierdzia, aby dzień zakończyć Apelem.

W czasie wędrówki mieliśmy możliwość oglądania wielu bardzo pięknych i ciekawych miejsc. W Sanktuarium Świętej Rodziny w Studziannej odnowiliśmy śluby małżeńskie, co dla mnie osobiście było bardzo ważnym wydarzeniem. Wzruszającym przeżyciem było świadectwo narkomanów podczas mszy św. pod pomnikiem ojca Honorata Koźminskiego w Nowym Mieście. Młodzi ludzie dotknięci grzechem narkomanii, niejednokrotnie byli przestępcy oświadczyli światu ze pragną żyć z Jezusem.

Każda Eucharystia dawała moc i siłę do dalszej drogi. Podczas skwaru lekki nawet powiew wiatru uświadamiał nam obecność Ducha Św., a chłodny deszcz dawał ukojenie (zapominało się wtedy o przybywających pęcherzach bólu. Wszystko miało swój czas i miejsce, a warunki atmosferyczne zdawały się pomagać w zmaganiach z drogą i zmęczeniem.

Cenne były dla mnie konferencje ks. Jurka, który mówił o tęsknocie do szukania Boga, o relacjach z Bogiem wyrażanych poprzez modlitwę. Uświadomiły mi one, że nawet ja powołana jestem do głoszenia Boga, do sprowadzania Go z Nieba na ziemię.

W ośrodkach KARANU widnieje napis „Przez trud do gwiazd”, co często podkreślali nam kapłani. Nic nie dzieje się za dotknięcie czarodziejskiej różdżki Harrego Pottera. Tylko ten, kto stawia sobie wysoka poprzeczkę osiąga szczyty. Ks. Rosik często poprzez ciężką i zażartą walkę z nałogiem, z manipulacją przypominał swym pacjentom o ofierze, jaką musza codziennie składać. Do znudzenia pytał ich: dlaczego, do kogo i dokąd idą. Mówił o poznawaniu, o wierze, o głoszeniu. Zbudowana byłam postawą młodzieży, która szła czasami nie do końca rozumiejąc swoją ofiarę. Kierowała nimi chęć normalnego, zdrowego życia, dla tego pytanie „Dokąd idziesz?” przenieśli na swoje życie codzienne. Myślę ze większość zrozumiała, że możliwe jest to tylko wtedy, gdy zaprosi się Jezusa do swego życia.

Ja odpowiedziałam sobie na pytanie „Dokąd idę”- Panie idę do Ciebie, aby Cię poznać, naucz mnie miłości, aby inni mogli ze mnie czerpać.

Na pielgrzymiej drodze nie można zapomnieć o tych wszystkich, którzy witali nas z otwartym sercem, ze szczerą gościnnością, ze łzami w oczach, skromnie prosząc, aby ich intencje zanieść przed tron Jasnogórskiej Pani.

Jestem wdzięczna mojemu mężowi, że był z nami, gorliwie wypełniając powierzone mu zadania. Zawsze służył nam pomocą i wsparciem. Dziękuje mojej córce, która wraz ze mną dotarła na Jasną Górę. Wierzę, że Maryja wynagrodzi jej trud i ustrzeże ją przed ziem dzisiejszego świata. Dziękuje, ks. Jurkowi, że zaprosił nas do wspólnej drogi z Maryja i tym wszystkim, którzy wspierali nas swoją modlitwą i byli z nami. Był to najwspanialszy urlop w moim życiu.

Agnieszka

Dziękuje Maryi, że dane mi było dopełnić obietnicy

Jako młody chłopak uległem wypadkowi. Obiecałem sobie wtedy, że jeżeli uda mi się wrócić do zdrowia pójdę na Jasna Górę. Do zdrowia wróciłem, ale z powodu odniesionego urazu nigdy nie mógłbym tej obietnicy zrealizować. Za pośrednictwem ks. Jurka, naszego Proboszcza Maryja przypomniała mi o mojej obietnicy. Pełen ludzkich obaw, wątpliwości i rozterek, po burzliwych dyskusjach w domu, powiedziałem sobie, że skoro Maryja daje mi taką możliwość, to o co ja się martwię. Do końca nie wiedziałem, jaką rolę będę pełnił, nie chciałem być tylko podróżującym, czy niepotrzebnym bagażem. Powierzywszy te wszystkie rozterki Bogu oraz Matce Najświętszej w niedzielne popołudnie 5.08 udaliśmy się z żoną i córką do Warszawy, aby nazajutrz z grupą KARAN ruszyć na Jasną Górę. Jak się okazało potrzebny był kierowca do prowadzenia pielgrzymkowego busa – pomyślałem, że skoro Maryja stawia przede mną takie zadanie to jestem w stanie je wypełnić. Rankiem 6.08 po mszy św. w Warszawie, nie na własnych nogach, nie w grupie, ale u jej boku odbywałem swoją pielgrzymkę do Pani Jasnogórskiej.

Ze względu na pełnioną funkcję nie brałem udziału w rekolekcjach odbywających się w drodze. Mogłem natomiast służyć tym, którym zdrowie chwilowo nie pozwalało iść dalej, wożąc braci czy siostry. Innym zadaniem, którym mi powierzono było dostarczanie wody do picia dla naszej l50-cio osobowej grupy.

Na szczęście miałem możliwość uczestniczenia w codziennych Eucharystiach odprawianych w różnych miejscach na trasie naszej pielgrzymiej drogi. Dawały mi one nowe światło i rozwiewało moje wątpliwości.

Doświadczyłem niezwykłej gościnności parafian, którzy podejmowali nas posiłkiem, a wierzcie nakarmić 2.5 tyś. Ludzi, bo tyle liczyła l 7-stka nie jest prostą sprawą. W Lewiczynie po mszy św. w Sanktuarium Matki Bożej Pocieszycielki Strapionych parafianie przygotowali prawdziwą ucztę. Ogrom życzliwości i otwarte serca towarzyszył nam wszędzie tam gdzie przechodziliśmy i zatrzymywaliśmy się na noclegi.

Ogromnym przeżyciem było dla mnie odnowienie przyrzeczeń małżeńskich w sanktuarium Świętej Rodziny w Studziannej. Prawdziwym świadectwem, był dla mnie widok pielgrzyma, który pomimo licznych ran (moja córka miała 14 pęcherzy) wytrwale podąża do celu, niesiony wiarą, niezliczonymi intencjami, które dźwiga ku Matce. Bywały chwile, że wzruszenie ściskało mi gardło, widząc ból, wysiłek pątników, którzy niestrudzenie szli na przód.

Mając możliwość pielgrzymowania z Katolickim Ruchem Antynarkotykowym przyglądałem się z boku walce młodych narkomanów i ich rodziców z nałogiem. Widziałem ich mniejszą lub większą determinację, aby w oparciu o wiarę w Boga z niego się uwolnić. Poznałem ludzi, którym się to udało i teraz służąc swą pomocą wspierając pacjentów szli na Jasną Górę. Spotkałem ludzi, którzy uczyli się Boga od podstaw, niektórzy zagubieni swym nałogiem odkrywali Go na nowo. Rozmawiając z rodzicami pacjentów mogłem też czerpać dla siebie. Czas upływał nam bardzo szybko, ani się obejrzeliśmy jak stanęliśmy z drżącymi sercami przed wizerunkiem pięknej Madonny, aby oddać Jej swoje rodziny, bliskich, przedstawić swoje intencje, a było ich bardzo dużo.

Podziwiam moją rodzinę córkę i żonę, która pomimo odnowionej kontuzji kostki, ogromnego zmęczenia fizycznego, każdy dzień rozpoczynała z radością i pokojem w sercu.

To ja może więcej marudziłem jak one. Dziękuje Maryi, że byłem razem z rodziną, że dowiozłem swoje intencje, że dane mi było dopełnić obietnicy.

Dziękuje za radość pomimo trudu na twarzach kapłanów, dziękuje za ich oddanie i troskę o pielgrzymów której doświadczaliśmy na każdym kroku.

Chwała Panu Grzegorz